NieR: Automata wg Jogurta
NieR: Automata wg Jogurta
Po ponad miesięcznej przerwie, wynikającej z permanentnego braku czasu, podłączyłem do swojego lapka pada i zacząłem kontynuować granie w NieR: Automata. NRA (jak dalej będę nazywał skrótowo tę grę) jest grą dla miłośników zręcznościówek, przygodówek, gier akcji, osadzonych w świecie SF. Ah no oczywiście, pod warunkiem, że graczowi nie przeszkadza grafika rodem z anime. Ale to chyba najmniejszy kłopot, sam mam kilku znajomych, co m&a nie trawią, ale NRA wychwalają. Czy aby na pewno słusznie? Przyznam, że reklama i opinia jaką sobie ta gra wywalczyła wśród recenzentów, zachęciły mnie do zagrania.
Generalnie w grze sterujemy laseczką o imieniu 2B, dziwne imię?, tak pomyłki tu nie ma, bo to nie człowiek, a Android. Ludzie istnieją, owszem, ale póki co, tylko w rozmowach między Androidami, jako ich twórcy. Fabuła w skrócie sprowadza się do wojny między Androidami a robotami, które opanowały Ziemię wiele tysięcy lat temu, zmuszając niedobitki ludzkości do ucieczki na Księżyc. Oczywiście roboty same się nie stworzyły, tylko zostały przysłane na Ziemię przez Kosmitów, którzy bezwzględnie wykorzystali swoją przewagę techniczną nad ludźmi. Mijały tysiące lat i niesamowicie rozwinięci technologicznie Kosmici nie wpadli na pomysł, żeby dorżnąć resztkę naszych na Księżycu, oj poważny był to błąd. Jak każdy wie, jeśli człowiekowi da się trochę czasu, to się przygotuje odpowiednio, żeby się odgryźć. No i parę mileniów później Androidy zaczęły lądować na Ziemi, próbując ją odbić z rąk najeźdźców.
I tu wkraczamy my, gracze, sterując 2B, która nomen omen, wygląda smakowicie (no przecież ludzie muszą mieć na co popatrzeć), posiada dwa miecze i małego latającego robocika, który służy za karabin maszynowy oraz środek do nagłego przemieszczenia się o paręnaście metrów. Nieco później dołącza do nas chłopak o imieniu 9S, który pomaga nam dość solidnie w walce i ma podobnego roboprzyjaciela. Od razu mówię, miłośnicy hektolitrów tryskającej krwi przeżyją zawód, bo nic tu czerwonego wokół 2B nie bryzga, za to w powietrzu latają kilogramy odciętego żelastwa, a po wykończeniu wrogów, zobaczymy fajne boom. Od razu po robocikach warto zbierać resztki części, bo się przydadzą w sklepie. Mi prywatnie brak krwi nie przeszkadza, więc akurat tego za minus nie policzę.
Żeby nie było, że tylko potrafię narzekać, to najpierw zaczniemy od zalet. Bez wątpienia na uwagę zasługuje grafika, przepiękna, full kolorowa, do tego projekt Androidek, z 2B na czele to też wielki pozytyw, fan service jest, a jakże :P Robociki też są bardzo zróżnicowane i fajnie wyglądają, ale tu o fan servisie to nie myślcie, to są roboty wyglądające jak roboty, np. jak stara pralka Frania z dodatkami w postaci główki i odnóży, no może poza pewnymi kolesiami, robiącymi za bossów, co wyglądają na niezłych bishów (może niektórym dziewczynom wpadną w oko). Lokacje to również najwyższa półka: miasto po apokalipsie z poprzewracanymi budynkami, pustynia, podziemia, a do tego jak fajnie ślizga się na wydmach, polecam wypróbować.
Faktycznie świat postapo robi wrażenie, choć jednak moim prywatnym zdaniem, to po tylu tysiącach lat te wieżowce w mieście powinny być jednak bardziej podniszczone (ktoś powie, że się czepiam szczegółów). Warto też zaznaczyć, że Androidy to nie puste bezmózgi, które słuchają tylko rozkazów ludzi, co widać po chwilach, w których 2B pogrąża się w rozmyślaniach. Swoją drogą i Androidy i roboty w tej grze robią tu za mięso armatnie, ludzi i Kosmitów, no bo po co brudzić sobie rączki?! I 2B stopniowo to chyba zauważa, zresztą z biegiem czasu traficie na osadę, w której akurat są roboty nastawione pokojowo do innych. Ah i powiem, że zaskoczyło mnie to, że roboty (nie wiem, może w wyniku ewolucji, naśladowania wrogów?) przejęły część ludzkich zachowań, np. mają „swoje dzieci” w wózeczkach, siostry, braci, serio mówię. Robią to dość nieporadnie i komicznie, ale tak jakoś człowiek zaczyna się nad tym trochę zastanawiać.
Co do muzyki, ani na plus, ani na minus, da się tego słuchać, ale po pewnym czasie jednak nudzi, jednak można było trochę tę ścieżkę dźwiękową bardziej urozmaicić.
No dobra, to teraz minusy, przynajmniej według mnie. Po pierwsze początek gry, to brak możliwości zapisu. Żebym po kilku porażkach nie spojrzał na youtuba, gdzie jest pierwszy zapis, to chyba autentycznie dałbym sobie z tą grą spokój. Czyli najpierw musimy wyrżnąć mrowie latających pojazdów wroga, samemu sterując Mechem (fajne to to jest, trochę przypomina mi granie z czasów Commodore 64), potem już samą laseczką trzeba rozwalić pełno robocików na Ziemi, aż wreszcie mniej więcej po godzinie (może trochę szybciej) trafiamy na pierwszego bossa (robota klasy Goliath), taki robocik na oko wielkości Pałacyku Kultury w Wawie. Kiedy go załatwimy po długich mękach, to wtedy (już?) możemy zapisać. Uffff. Szczęśliwie taka jazda z zapisem jest tylko na początku gry, potem już miejsc do nagrywania stanu gry pojawi się wystarczająco dużo, żeby przestać się tym irytować.
Następna sprawa, do której muszę się przyczepić, to ograniczona liczba ciosów, pod tym względem NRA wygląda bardzo ubogo. Jak na grę, która miała być podobno dziełem wybitnym, to bardzo poważne niedopatrzenie. Poza dosłownie paroma standardowymi uderzeniami z użyciem miecza, nie ma nic. A jest to niestety jeden z podstawowych wyznaczników grywalności. Do takich gier jak Dragon Nest (przed laty moje ukochane MMO), czy Oni, to pod tym względem NRA jest bardzo daleko, szkoda wielka.
Nie mogę też niestety pominąć różnicy między zwykłymi przeciwnikami, oczywiście w każdej grze boss jest sporo silniejszy od jakichś tam cieniasów, no ale kurcze, bez przesady. Najpierw rozwalasz kilku frajerów, potem biegasz bez sensu po pustej okolicy i nagle ni stąd ni zowąd trafiasz na coś, co rozwali Cię dwoma hitami, albo i jednym, a Ty człowieku/androidzie możesz w niego nawalać dosłownie kilkanaście minut bez przerwy. Przy okazji odradzam granie z użyciem klawiatury/myszy, od razu przesiądźcie się na pada.
Krótko podsumowując, gra się fajnie, ale po jakimś czasie zaczyna wiać nudą.
Ocena Jogurta: 7/10.
Comments